Jednym z nich jest z pewnością utwór I need my girl. Kawałek niemal zamykający płytę (10 na 13 tracków), a który z powodzeniem mógłby znaleźć się na przebojowej i chwytliwej Hight Violent. Na Trouble Will... stanowi perełkę, najjaśniejszy punkt do którego pozostałe utwory jakoś nie mogą się zbliżyć. Nie zrozumcie mnie źle - The National nadal potrafi pisać ładne, przyjemne i smutnawe kompozycje (chociaż to smutek wielce udawany), za co przecież się ich ceni.
Z nową płytą jest jednak jeden podstawowy problem: zebrane utwory są bezpłciowe, mało się w nich dzieje. Po prostu wpadają jednym uchem, wypadają drugim i nic z tego nie zostaje. Co prawda Matt Berninger po raz kolejny daje popis swoich wokalnych umiejętności - w barwie jego głosu jest to coś co momentalnie przykuwa uwagę. Czy mowa tu o tej charakterystycznej melancholii, pozornym niedbalstwie z jakim wyrzuca z siebie kolejne wersy tekstów.. Nie istotne, ważne jest, że to działa i hipnotyzuje. Niestety cała reszta nie idzie w parze z partiami wokalnymi. Jest tylko poprawnie.
Oczywiście, gdyby ten album nagrali debiutanci z pewnością zyskałby moją aprobatę bo jest tu potencjał, ale od tych starych wilków wymagałbym jednak nieco więcej. Z drugiej jednak strony.. przeskoczyć High Violent.. Czy to w ogóle możliwe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz