wtorek, 16 lipca 2013

[podróże] wieloznaczny Triest

Wjazd do Triestu od strony Słowenii przywodzi na myśl przeniesienie się na plan filmowy Mad Maxa - industrialna zabudowa, ciągnące się kilometrami fabryki szczelnie otoczone stalowymi halami oraz magazynami. Wygląda to wszystko niczym intrygująco skomponowany obraz, gdyż nad tą odhumanizowaną infrastrukturą piętrzą się urokliwe zalesione wzgórza z których wyrastają mniej lub bardziej okazałe domostwa, osiedla 
i pozostałości historii.


Triest to miasto, które jako jedno z (nie?)wielu w Europie doświadczyło brutalnej lekcji historii. Strategiczna pozycja tego portowego kolosa sprawiła, że wiele ówczesnych potęg usilnie zabiegało o przejęcie i podporządkowanie miasta. Jako oczko w głowie Habsburgów, Triest doświadczył dobrobytu, energicznych inwestycji mających na celu zbudowanie przeciwwagi na innych wielkich portów Europy Zachodniej. Pozostałości tejże potęgi są widoczne na każdym kroku, a sam Triest sprawia wrażenie miasta sytego, wygodnie usadowionego pomiędzy trzema obliczami europejskiej kultury, która przez wiele lat kształtowała triesteńską tożsamość. Niech was jednak nie zmyli mieniąca się fasada tej multikulturowej metropolii. Miasto ma bowiem drugie oblicze, okaleczone wewnętrznymi konfliktami na tle etnicznym, chaosem architektonicznym oraz ciągłym poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie o własną tożsamość.

Mój kilkukrotny pobyt w Trieście zawsze przebiegał w atmosferze zachwytu. Jest to miasto prawdziwie monumentalne, rozsiane na wzgórzach wżynających się w Adriatyk, gwarne, pełne sprytnie ukrytych kawiarenek. I chociaż na ulicach rozbrzmiewa język włoski, Triest to prawdziwy azyl dla tych, których dom znajduje się tam gdzie ich walizki. Ulice to także terytorium opanowane przez Borę - silny, chłodny i suchy wiatr, tak typowy dla tej części Europy. Wspomniałem o sytości, co było niczym innym jak barwną metaforą statusu ekonomicznego miasta. Coś jednak jest na rzeczy, gdyż triesteńskie ulice aż kipią od przepychu, a rozległy plac Zjednoczenia Włoch otoczony neoklasycznymi rezydencjami to prawdziwa duma miasta.





Polecam eksploatacje miasta na własną rękę. Wytrwałym podróżnikom może zabrać to trochę czasu bowiem Triest jest dosyć rozległy, a przy tym pełen ukrytych uliczek i placyków aż proszących się o większą uwagę. Na szczęście gęsto rozsiane punkty informacyjne oraz plany miasta znacznie ułatwiają wałęsanie się i odkrywanie tajemnic Triestu. Zwłaszcza pasjonaci historii znajdą tu coś dla siebie i tym razem nie chodzi mi o barwną starożytność, z którą zazwyczaj kojarzy się włoskie miasta. Triest jest pod tym względem dużo bardziej wyjątkowy. Okresem wartym szczególnej uwagi jest moim zdaniem czas dominacji dynastii Habsburgów oraz okres II wojny światowej. Tak jak i w innych zakątkach Europy nie jest to historia łatwo przyswajalna, ale poznanie jej z pewnością pozwoli spojrzeć na miasto z większym szacunkiem.



Na koniec nie mogę nie wspomnieć o pysznych (i tanich!) lodach, które można kupić na promenadzie okalającej wybrzeże miasta. Uczucie spokoju przepełniające po całodniowym zwiedzaniu, kiedy dookoła dryfują dziesiątki łódeczek i jachtów to ta chwila dla której warto było spakować kilka rzeczy i uciec prosto do magicznego Triestu.