czwartek, 7 listopada 2013

[wywiad] Echoes of Yul

Zjawisko o nazwie Echoes of Yul intryguje i przyciąga coraz większą liczbę osób. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w tym przypadku to muzyka EoY stawia słuchaczowi konkretne wymagania, a nie odwrotnie. O stylu, kierunku rozwoju i powiązaniach z rodzimą sceną muzyczną rozmawiam z twórcą projektu, Michałem Śliwą.

Narodziny nowego zespołu to często wypadkowa wielu czynników. Jak wyglądało to w przypadku EoY - co było tym najważniejszym bodźcem? Na ile Twoja działalność w Yul zawiera się w projekcie o którym rozmawiamy?

Bodźcem była potrzeba szukania ekspresji w bardziej hałaśliwych dźwiękach, miałem dość długą przerwę  w graniu ostrzejszej muzyki i początek EoY to była swego rodzaju odskocznia od grania ambientu, a Yul,  w którym grałem kilka lat wcześniej był protoplastą dźwięków EoY, zakończyliśmy współpracę, ale jego klimat gdzieś we mnie cały czas drzemie.



David Lynch to nazwisko częste skojarzenie z muzyką EoY, jednak w wywiadach zaprzeczasz by twórczość amerykanina miała na Ciebie wpływ. Jakie zatem są Twoje poza muzyczne inspiracje?

Szanuję Lyncha to świetny reżyser z bardzo charakterystycznym stylem i dobrym poczuciem humoru. Kino ogólnie ze swoją kompleksowością środków przekazu to dla mnie nieprzebrane źródło natchnienia, ale chodzi mi bardziej o to, że nie mam konkretnych idoli, staram się uciekać od bezpośrednich inspiracji i różnicować bodźce.

Czytając opinie na temat materiałów EoY, są one w znakomitej większości pozytywne. Na ile tak dobra prasa  zmieniła Twoją sytuację jako twórcy zespołu oraz sposobu myślenia jako artysty?

Recenzje, które czytam na temat muzyki EOY, często są onieśmielające. Bezpośredniego przełożenia na dźwięki pewnie to nie ma, ale odczuwam trochę większą wewnętrzną presję co do jakości muzyki jaką komponuję. To cholernie miłe czytać, że komuś podoba się muzyka, chociaż nie zawsze jest różowo i zdarzają się negatywne opinie.

Jako artysta nie odczuwasz poirytowania wynikającego z faktu, że pomimo bardzo dobrego przyjęcia EoY, projekt znany jest relatywnie małej grupie odbiorców. Na zachodzie, nawet jeśli ktoś gra coś z pogranicza awangardy nie przeszkadza to (a czasem nawet pomaga) w byciu rozpoznawalnym.


Absolutnie nie, sam lubię zespoły niespecjalnie znane, poza tym EOY jest domowym projektem gdzie większość rzeczy robię sam i po prostu często brakuje mi zapału i czasu aby ogarnąć wszystkie niemuzyczne pola które jednak są ściśle związane z promocją muzyki. Do tego EOY funkcjonuje gdzieś pomiędzy `scenami` co nie ułatwia sprawy recenzentom i części słuchaczy. A jako że nie gram regularnych koncertów i muzyka nie należy do najłatwiejszych w odbiorze, to w nie dziwi mnie fakt nikłej `rozpoznawalności`.

Kolejną kwestią, która wydała mi się interesująca przy okazji EoY, to opinie, że jest to muzyka bardzo daleką od 'polskiej' sceny lub raczej krajowych standardów, co uważane jest za ogromny atut. Zdarzają się natomiast zestawienia z takimi nazwami jak Earth, Godflesh czy Skullflower. Jak sądzisz, z czego wynika takie nastawienie?

Pewnie dlatego że piszącym te słowa trudno jest znaleźć w Polsce inny zespół zbliżony
stylistycznie do Echoes of Yul, to zresztą dla mnie ogromny komplement. Cieszę się też, że pojawiają się zestawienia ze wspomnianymi przez Ciebie zespołami bo wszystkie trzy to ważne dla mnie bandy. Temat polskiej sceny czy szerzej muzyki to zresztą rzecz na dłuższą rozmowę, w undergroundzie jest masa perełek i zawsze była, i tak jak wszędzie na świecie przykryte jest to masą bezpłciowej muzy.
A co do krajowych „standardów”, na tle całego świata polskie kapele na pewno wyróżniają się bohaterstwem i determinacją, w naszym kraju naprawdę sporo trzeba poświęcić żeby zajmować się muzyką.

Kończąc temat, czy kraj pochodzenia i polska kultura w jakikolwiek sposób zawierają się w Twojej twórczości czy usuwasz ze swojej muzyki wszelkiego rodzaju 'narodowe' akcenty?

Oczywiście, że są obecne. Żyję w polskiej rzeczywistości i to jest solidnie inspirujące. Nie ma może orła na okładkach płyt EOY, ale jest sporo odniesień do polskiej kultury.  Pomijam czasy nowego millenium gdzie właściwie cały świat bardzo się zunifikował, ale okres przedwojenny i PRL są wyjątkowo atrakcyjne jako źródło inspiracji: kino, fotografia, nawet muzyka np. Aerolit Niemena jest jedną z najbardziej inspirujących mnie „od zawsze” płyt polskiej muzyki, sposób w jaki czerpał z zachodniego progrocka czy elektrycznego jazzu i dodawał ten wschodni koloryt i  słowiańską wrażliwość oraz ekspresję. To mój ulubiony polski krążek.

Na oficjalnym facebookowym profilu EoY pojawiła się enigmatyczna informacja o planowanym splicie z Thaw. To dosyć interesujące, ale też całkiem pasujące do siebie połączenie. Na jakiej zasadzie dobierasz partnerów do dzielenia dysku?

Miałem raz okazję współdzielić płytę z Sun For Miles i Guantanamo Party Program (którzy nota bene wydali w tym roku świetną płytę), jako że w Thaw grają ludzie z m.in Sun For Miles i na dodatek wydali płytę w tej samej wytwórni co ja chyba jest nam trochę `po drodze`. Zaraz po tym jak ukazała się ich płyta uzgodniliśmy, że musimy zrobić coś wspólnie. Pomimo różniącej się muzyki myślę, że łączy nas nieortodoksyjne podejście do dźwięku.

Split ma zawierać nowe utwory; czy mamy spodziewać się rozwinięcia dotychczasowego stylu czy można spodziewać się czegoś nowego?

Idzie nowe. Będzie bardziej nieobliczanie i wolniej niż zazwyczaj . Zresztą gotową mam nie tylko muzykę na split ale też nową nieregularną płytę Echoes of Yul. Przez ostatnie dwa lata zebrało mi się sporo materiału, który chciałbym wydać: remiksy, kolaboracje i kilka nowych tracków, które nie pasowały ani do poprzedniej płyty ani do nowopowstającej i na początku przyszłego roku nakładem Zoharum Records powinny pojawić się te utwory w formie EPki.

Obie płyty EoY charakteryzuje bardzo interesujący koncept graficzny. W jaki sposób zrodziły się pomysły na te artworki?

Właśnie na zasadzie konceptu który miał pasować do muzyki.

Zarówno debiut jak i druga płyta są dosyć długie. Godzina muzyki już sama w sobie stanowi pewne wyzwanie, a jeśli dodać do tego złożoność samych dźwięków, tworzy to finalnie dość ciężkostrawną mieszankę. Lubisz długie formy czy chodzi raczej o specyfikę muzyki którą grasz, a która by odpowiednio wybrzmieć potrzebuje dłuższych kompozycji?

Wiele albumów trwa po 30 minut i są kompletne i idealne, ale myślę że w formule muzyki jaką gram w EOY dłuższa forma sprawdza się lepiej, tu chodzi o zbudowanie pewnego klimatu, określoną narrację. To trochę jak z filmem: jeden trwa 90 minut a drugi 200.  Nie wiem ile trwać będzie trzecia płyta, ale nowa epka będzie dłuższa niż regularne wydawnictwa EOY (śmiech).

Czy jako artysta stawiasz sobie konkretne założenia po których realizacji będziesz mógł powiedzieć "spełniłem się, to by było na tyle"? Dokąd zmierza muzyka EoY?

Nie wiem. Moje granie w EOY to raczej intuicyjna sprawa bez czegoś w rodzaju planu albo wzorca do którego miałbym dążyć. Grając samemu łatwo za to wpaść w pułapkę autoplagiatu i tu przykładam dużą wagę do tego aby filtrować powstałe pomysły i słyszeć jakiś progres. Oczywiście jest możliwość, że formuła EOY wyczerpie się w którymś momencie dla mnie, ale na razie myślę, że jeszcze jest trochę do zrobienia.  Z każdym skończonym nagraniem odczuwam głód komponowania następnego

środa, 6 listopada 2013

[wywiad] Furia

Furia to zespół, który stylistycznie nigdy nie zatrzymywał się zbyt długo w jednym miejscu. Metalowy rodowód - chociaż nadal wyczuwalny - schodzi na plan dalszy na rzecz bardziej eksperymentalnego podejścia do muzyki. Nie bez znaczenia jest przy tym sposób i styl osiąganego efektu. Moim rozmówcą jest Nihil, człowiek odpowiedzialny za Furię, ale i wiele innych zespołów, które zdążyły wyrobić sobie dobre zdanie wśród słuchaczy rozmaitych gatunków muzycznych.


Jak Twoim zdaniem ma się ekstremalność współczesnego metalu z początkami tego gatunku. Nie chodzi mi tu o sam black metal, ale o całościowe spojrzenie na ten typ muzyki.

Wraz z zapadnięciem się metalu w mainstream, zapadła się jego ekstremalność, która definiowała przecież jego sedno jako rodzaj ektremy, a mówiąc inaczej jako coś stojącego w opozycji do muzyki popularnej. Dziś w muzyce metalowej dąży się w gruncie rzeczy do tego żeby było ładniej, a nie brzydziej. Dlatego metal zjadł swój ogon. Wydaje mi się że kiedyś jednak go wyrzyga i wszystko będzie jak dawniej. Smród rzygowin odstraszy normalnych słychaczy i metal stanie się na powrót czysty jak łza.

Kontynuując wątek, w czym, Twoim zdaniem, przejawia się ekstrema we współczesnej muzyce popularnej (do której zalicza się też metal)? Jak właściwie zdefiniowałbyś muzyczną ekstremę?

Nie wiem, pogubiłem się w tym. Właśnie między innymi dlatego, że metal przestał być ekstremalny i stał się jednym z gatunków  muzyki popularnej. Właściwie nie umiem sobie przypomnieć kapeli grającej teraz, którą postrzegam jako ekstremalną. Nie wiem czy to wina świata czy moja, czy się po prostu nie przyzwyczaiłem, ale jak mówię – nie wiem, wszystko jest oczojebne, jest za bardzo, zasłania.

Furia, czyli zespół z metalowym rodowodem przekształca się obecnie w projekt, który coraz bardziej przyciąga poza-metalowych słuchaczy. Pod względem muzycznym niby nadal słychać związki z gatunkiem, ale z drugiej reszta elementów (teksty, grafiki) wyraźnie się od niego odcina. Jaki jest Twój – jako twórcy -  pogląd na taki odbiór zespołu?

Furia się nie przekształca w projekt dla niemetalowców, to niemetalowcy przekształcają się w ludzi potrafiących z tym obcować. Ja, ani nikt inny z zespołu nie jesteśmy w gruncie rzeczy odpowiedzialni za kształt naszej twórczości. Po prostu idziemy tam gdzie idzie nasza przygłupia gęś o imieniu cel. Jest nawalona, więc idziemy wężykiem.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że Furia jest blackmetalowym zespołem - na ile to określenie rzeczywiście Twoim zdaniem oddaje ducha i charakter zespołu, a na ile było to uproszczenie dla mainstreamowych mediów?



Nie wiem czy to blackmetalowy zespół. Nie wiem z powodów o których mówiłem wcześniej, dziś wszystko jest rozmyte. I nie wiem czy mam uważać Furię za BM, skoro przyświecają nam te same idee co w początkach, ale świat blackmetalowy się zmienił na tyle, że odstaje sporo od tego czym był kiedy zaczynaliśmy. Po drugie – jaka jest defiincjia tego gatunku? To też się rozmazało. Jeśli patrzeć w kategoriach religinych, to zdecydowanie ta tematyka nie budzi naszego zainteresowania. Aha, po pierwsze B, pozmienialiśmy się, chociaż kręgosłup został.


Wspomniałem już o wyczuwalnej  w przypadku Furii dużej dawce autoironii, która przejawia się przez np. groteskowe wywiady lub same liryki. Na ile ta nonszalancja była zaplanowana lub też co takiego zdystansowało was do działalności zespołu?

Właśnie nabierałem orzeszki z paczki i jeden wyjechał leżąc na pierwszym stawie od paznokcia. Niesamowite.

Porozmawiajmy o tekstach. Porównując liryki z pierwszych wydawnictw do tych najnowszych da się zauważyć znaczny progres artystyczny. Więcej tu symboliki, tajemnicy i po prostu więcej ciekawszych wersów. Jaki jest Twój stosunek do wcześniejszych tekstów, zwłaszcza tych z początkowego okresu działalności Furii?

Wydaje mi się że literacko były znacznie gorsze niż teraz, ale taki wtedy byłem, więc podpisuję się pod nimi obiema rękoma. Dziś nasz bełkot jest bardziej ułożony, zresztą tak jak i my. Widzimy też znacznie więcej, więc może i to powoduje że są dla ciebie ciekawsze. Choć z drugiej strony ta szczeniacka prostota była może bardziej urokliwa. A może nie? Nieważne.

Eksperymenty to już drugie imię zespołu. Myślę teraz zwłaszcza o mini-albumie „Huta Laura...”, wydanej w limicie 200 sztuk, zarejestrowanej podczas koncertu którego nie było..  Jaki cel (wizerunkowy? artystyczny? kaprys?) przyświecał tej publikacji?

Taki jak przy każdym innym naszym działaniu – żaden.

Zauważyłem, że lubicie krótkie formy, a każda z EPek wydanych pod szyldem Furii ma inny charakter. Jakie określiłbyś stosunek zespołu do relacji duża płyta – EPka? Pytam, gdyż na ogół działa to na zasadzie: minialbum - eksperymenty, pełna płyta – kontynuacja stylu, muzyczna/stylistyczna wolta itd.

No tak, tak to u nas wygląda, choć nie jest to zamierzone. Podejrzewam, że wynika to z koncepcji tych materiałów, ich treści. Akurat tak się trafiło że zagadnienia zadawane nam przez drzewa na minialbumach są takie, że można je postrzegać jako eksperymentalne. Ja nie czuję jakoś tej różnicy w kontekście duża/mała płyta, choć dobrze wiem że tak to na zewnątrz wygląda. Ponadto, nie widzę sensu grania nieeksperymentalnego w naszym przypadku, choć wcale nie chcę poweidzieć że to bez sensu w ogóle. Nie funkcjonujemy na płaszczyźnach ekspryment / nieeksperyment, to wszystko takie jest bo takie jest.

Odłóżmy na chwilę na bok schemat najlepszego bo najnowszego albumu. Którą z trzech dużych płyt nagranych przez Furię uważasz za tą z największą siłą rażenia i z jakiego powodu?

Żadna mnie nie razi. Nie wiem czemu.

Słyniesz z wielu – stylistycznie odmiennych od siebie – projektów. Jak jednak ustosunkujesz się do opinii mówiących, że gdyby Nihil wziął się za nagrywanie muzyki zupełnie nie związanej z metalem, mogłoby wyjść z tego coś, co miałoby szanse wstrząsnąć polską muzyką undergroundową/alternatywną?

Nic dodać, nic ująć. Musiałbym się tylko jeszcze nauczyć grać. No i musiałbym zaklajstrować czymś osobowość. A jakbym jeszcze był posiadaczem śnieżnobiałych zębów, to zrobiłbym coś z Nosowską. I Bartosiewicz. Naraz. Na dętych.

Skoro mowa o innych projektach muzycznych, to na ile oddziałują one pod względem artystycznym na muzykę Furii? Trudno wytyczyć granicę pomiędzy stylami kolejnych zespołów?

To pytanie dostaję dość często i choć odpowiedź jest dla mnie oczywista, nie umiem do dziś tego wyjaśnić. Te projekty są oddalone od siebie jak planety. Podaję przykład planet, bo nie przychodzi mi do głowy większa odległość. Czyli spory kawał. Ale jak wiadomo, oddziałują na siebie wzajemnie. Ty, wyjaśniłem. Będę to przeklejał.


Na mini albumie W melancholii oba zamieszczone utwory rozwijają się w bardzo ciekawy, transowy wręcz sposób, po czym gwałtownie całość się urywa. Brzmi to tak, jakbyście w połowie numeru zdecydowali się na cięcie. Czy był to celowy zabieg wybijający wytrącający z rytmu czy też taka była koncepcja utworów?


Dokładnie. Uwielbiamy wytrącać i się wytrącać, mimo iż tego nienawidzimy.

W dyskografii Furii brak splitów, czyli wydawnictw niemal powszechnych dla zespołów metalowych. Gdybyście mieli okazję dzielić dysk z artystą niemetalowym, kto i z jakiego powodu znalazłby się na liście życzeń?

Myślę że każdy z nas miałby trochę różne typy. Namtar myślę że widziałby się na jednym krążku z Leo Messim, Christiano Ronaldo i Davem Lombardo, Sars z Shelby Belle, ja natomiast z Kojakiem. Oni wszyscy to wielcy artyści i bardzo nam imponują. Mielibyśmy osobliwy 8 – way split. Niestety nigdy do tego nie dojdzie – nie lubimy tego rodzaju wydawnictw.

Wywiad zamknę pytaniem związanym niejako z początkiem rozmowy. Wizerunek sceniczny Furii jest silnie spowinowacony z black metalem (vide koncert na OFF Festival). Na ile koresponduje on z tekstami, które na pierwszy rzut oka trudno skojarzyć z muzyką i przekazem muzyki metalowej?

Nie zgodzę się że trudno je skojarzyć. My to kojarzymy łatwo, więc się zgadza. Pytanie czy to metal się zgadza do nas.