wtorek, 24 września 2013

[wywiad] Merkabah

Na muzycznej mapie Polski zespół Merkabah nie jest jeszcze zbyt dobrze kojarzony. Jednak ich rosnąca pozycja w rodzimym niezalu oraz coraz wyższy poziom kolejnych materiałów zainspirowały mnie do przeprowadzenia rozmowy z zespołem. Przepytałem Kubę, Gabriela i Rafała. Odpowiedzi jakie uzyskałem z pewnością lepiej przybliżą sylwetkę tego intrygującego kolektywu.


Witajcie! Bardzo mnie cieszy, że udało nam się porozmawiać. Wasz zespół - chociaż młody - zdobywa opinię całkiem obiecującego kolektywu. Niestety skromna ilość informacji na wasz temat zmusza o spytanie o pomysł na wasz zespół, muzykę.. Wiecie, chodzi o "element zapalny", który był jednocześnie impulsem do działania.

Kuba: Zaczęło się od mojego spotkania z Gabem. Obaj działaliśmy wtedy w innych zespołach, które chyba nie do końca nas muzycznie satysfakcjonowały. Mieliśmy wówczas ambicje, by eksperymentować z post-rockiem i łamańcami, ale nie było u nas nigdy jakiejś konkretnej wizji, jakiegoś jednego wyjściowego pomysłu na granie. Był jakiś ogólny zarys, ale nie wiedzieliśmy czym to dokładnie ma być i w jakim kierunku pójdzie. Dlatego potrzeba było sporo czasu by się dotrzeć, przemielić wszystko, pokombinować.

Gabriel: Jak widać na tyle się zgraliśmy, że wspólnie działamy do teraz. Punktem zapalnym było u nas zwyczajnie poznanie się, zrozumienie i ogranie. Jakąś wizję mieliśmy, ale szybko ją porzuciliśmy na rzecz tego, co wychodzi nam spontanicznie - nasza muzyka jest wypadkową nas i naszego oglądu a nie założonego pomysłu.

To był niejako wstęp do kolejnego pytania. Odpowiedz z jakiej muzycznej tradycji wywodzi się muzyka Merkabah?

Rafał: Inspiracje są bardzo różnorodne, od rocka progresywnego, przez szeroko rozumianą psychodelę, po noise. Ja raczej nie zastanawiam się nad muzyczną tradycję, z której się wywodzimy. Gramy to, co lubimy, bez zbędnego intelektualizmu.

Kuba: Myślę, że najbliżej nam do ogólnie pojętej awangardy, ale ciężko to sprowadzić do jednej wybranej muzycznej filozofii. Chyba z różnych gatunków czerpiemy różne wartości, które przekładamy na konkretne aspekty naszej muzyki, naszego artystycznego myślenia.

Gabriel: Jeśli chodzi o samą tradycję to raczej bym nas powiązał z jakąś tradycją muzyki niepokornej :) czy to punk, czy psychodela, czy jakkolwiek inaczej by to nazwać. Na pewno wiele wspólnego mamy na pierwszy rzut ucha z Kobongiem albo Zornem np., jednak łączników szukałbym raczej w teorii – robić coś nowatorskiego i swojego bez oglądania się, pod prąd, mimo braku rozgłosu, własnymi środkami, dostępne dla każdego zainteresowanego za darmo itd., co wiąże się z naszymi poglądami także pozamuzycznymi.

Zbierając informacje do wywiadu natrafiłem na naprawdę skrajne tagowanie muzyki Merkabah: avant rock, noise rock, free jazz, experimental, awangarda a nawet sludge metal. Wiemy, że etykiety to sprawa drugorzędna, ale jak ustosunkujecie się do tak szerokiego spektrum gatunków?

Rafał: Jest to bardzo zabawne zjawisko. Kiedyś nawet ktoś określił naszą muzykę jako eksperymentalny grind. Mnogość tych etykiet świadczy tylko o tym, że gramy coś oryginalnego, co cieszy. Ja osobiście uważam, że gramy rocka progresywnego, w szerokim rozumieniu tego pojęcia.

Kuba: Każdy chyba opisuje tę muzykę wedle tego, co jemu jest najbliższe. Podejrzewam, że każdy z nas również ma w głowie zupełnie inne etykiety, którymi by opisał to, co gramy i o to właśnie chodzi.

Na ilę symbolikę oraz spuściznę kultury żydowskiej można powiązać bądź odnaleźć w waszej muzyce? Pytam oczywiście w nawiązaniu do nazwy zespołu. Skąd ten pomysł?

Kuba: Nazwę zasugerował Gab i od razu ją łyknęliśmy. Podobało nam się jej znaczenie i brzmienie: mistyczne ale i nieco surowe. Początkowo gdzieś tam czerpaliśmy inspiracje z kultury żydowskiej (chociażby przy grafice, czy wizualizacjach), ale nigdy nie chcieliśmy się na tym za bardzo skupiać. Nadal lubimy nawiązywać do mistycyzmu, mitologii, literatury, itd. ale w bardziej luźny i ogólny sposób. Raczej po to, by nadać naszej muzyce jakiś literacki podtekst, niż żeby tworzyć jakieś skomplikowane fabularne historie.

Z tego co udało mi się wyczytać, początki zespołu sięgają roku 2007, jednak pierwszy materiał opublikowaliście dopiero w 2011. Co działo się w zespole pomiędzy tymi dwoma znaczącymi wydarzeniami?

Rafał: Bohatersko pojawiłem się ja!

Kuba: Ahahaha, no nie da się ukryć, że przyjście Rafała było kluczowe. Wcześniej dużo eksperymentowaliśmy z brzmieniem, były kombinacje ze składem, itd. Generalnie nasza droga była dość wyboista i nie należała do najłatwiejszych. Ale choć pierwszy materiał wydaliśmy dopiero w 2011, to koncertowo byliśmy aktywni bodajże już od 2008, także nie było opierdalania się przez te 3 lata.

Wspomniałem wcześniej o niewielu oficjalnych informacjach na wasz temat. Właściwie poza adresami na facebooku/bandcampie trudno o jakiekolwiek wiarygodne źródła. To efekt braku czasu, braku zainteresowania czy świadome działanie?

Kuba: Raczej świadome działanie. Nasza zespołowa biografia nie jest jakaś fascynująca, więc nie czujemy zbytnio potrzeby zanudzania tym innych.


Przed pytaniem o wasz pierwszy materiał, chciałbym żebyś spróbował opowiedzieć o kilku słowach o Assonance Records z którym współpracujecie. Czy tak mała wytwórnia podoła sytuacji coraz większego zainteresowania Merkabah? Dlaczego właśnie oni?

Kuba: Akurat nasza współpraca z Assonance zakończyła się już jakiś czas temu, a to dlatego, że wytwórnia ta przerwała działalność. Obecnie Janek (człowiek który stał za Assonance) działa jako kasetowy label Wounded Knife i koncentruje się na bardziej eksperymentalnych, minimalistycznych klimatach. Zresztą polecam wszystkim ich wydawnictwa. Jeśli o nas chodzi, to ostatnią płytę wydaliśmy własnym sumptem, a nadchodzący album Moloch ukaże się dzięki wytwórni Instant Classic.

Lyonesse to mini-album nagrany na żywo w 2010 roku. Opowiedz o okolicznościach rejestracji tego materiału. Brzmienie i jakość jest naprawdę wysokiej próby, jak udało wam się to osiągnąć podczas sesji live?

Rafał: Jest to na pewno powiązane z warunkami, w których mieliśmy przyjemność grać. Profesjonalizm ekipy technicznej i akustyków jest ewidentnie słyszalny na Lyonesse. Od siebie tylko dodam, że był to mój drugi koncert z Merkabah i bardzo miło to wspominam.

Zauważyłem, że zarówno Lyonesse jak i A lament for the lamb cechuje bardzo intrygująca oprawa graficzna. Kto odpowiada za te prace i jak korespondują one z zawartością muzyczną? Pytam o to, gdyż podskórnie czuć głębszy koncept w twórczości Merkabah, ale wolałbym usłyszeć wasz komentarz w tej sprawie, nie dorabiając niepotrzebnej ideologii.

Kuba: Za grafikę w większości odpowiadam ja, ale akurat oprawa do Lyonesse była wspólnym dziełem Gaba i moim. Zresztą od jakiegoś czasu coraz bardziej staramy się myśleć kolektywnie o oprawie wizualnej Merkaby i podchodzić do niej bardziej multimedialnie (wciąż rozwijamy nowe patenty jeśli chodzi o wizuale koncertowe, grafiki, merch, itd.). Nie wiem czy jest w tym wszystkim jakiś spójny koncept, ale na pewno chcielibyśmy, by nasza twórczość była wielopoziomowa 
i wykraczała poza samą muzykę.


Gabriel: Generalnie staramy się przemycać w albumach nieco więcej niż same dźwięki, bardzo przykładamy się też do obranej warstwy fabularnej i narracji, tytułów, przejść, naturalnie do odpowiedniej strony wizualnej również. Chcemy wyróżnić jakąś myśl i nakłonić słuchacza żeby trochę jej tropem odczytywał resztę, stąd taka uwaga o oprawę graficzną, która dobrze zbuduje klimat i rozwinie temat płyty.

Po roku od premiery Lyonesse przyszedł czas na debiut pod postacią A lament for the lamb. Jakie były wasze oczekiwania po nagraniu i wydaniu debiutu w takiej formie?

Rafał: Ja w gruncie rzeczy nie miałem specjalnie wygórowanych oczekiwań. Stylistyka, w której się obracamy, jest tak wybitnie niekomercyjna, iż na jakikolwiek sukces, w tym kontekście, nie możemy liczyć. Mi osobiście zależało na tym, by materiał brzmiał godnie i zebrał przychylne opinie i dotarł do możliwie jak największej liczby odbiorców.

Kuba: Ja szczerze mówiąc to chciałem już to mieć z głowy, hahah. Prawda jest taka, że cały proces nam się tak niemiłosiernie przeciągał, że zdążyliśmy w międzyczasie napisać prawie cały nowy materiał. Przez to niestety Lament jak wyszedł, stracił dla nas trochę na aktualności i myślami wybiegaliśmy już gdzieś dalej.

Utwór otwierający czyli "Twelver" to jak dla mnie oczywisty cytat z muzyki szwedzkiego zespołu Meshuggah. Na ile metal inspiruje muzyków Merkabah?

Rafał: Choć obecnie nieczęsto wracam do metalu, to niegdyś wiódł prym wśród moich ulubionych zespołów. Do dziś zresztą z radością wracam do Slayera, Neurosis, Cynica, czy właśnie Meshuggah. Jednakże obecnie raczej niewiele inspiracji czerpiemy z metalu podczas tworzenia numerów.

Kuba: Chyba każdy z nas miał swoją przygodę z metalem. Ja nadal chętnie wracam do takich klimatów, ale  niekoniecznie szukam tam inspiracji.

Gabriel: Kiedyś całkiem sporo, teraz już wcale. Jako „ciężką” inspirację wymieniłbym obecnie raczej okołohardcore'owe rzeczy.

Pytałem wcześniej o ogólną wymowę warstwy graficznej Merkabah, ale teraz interesuje mnie sama koncepcja A lament.... Dla przeciętnego słuchacza jest to album bardzo nieoczywisty i wymagający dłuższego czasu na przyswojenie. Czy taka była wasza intencja? 

Rafał: Sami słuchamy muzyki, która nie wjeżdża po dwóch odsłuchach, więc naturalnym jest dla nas dążenie, nawet podświadome, do podobnych efektów.

Kuba: Myślę, że jest to też wynik naszych długich poszukiwań i tego, że ta cała mnogość inspiracji, środków wyrazu, myśli, itd. przemieliła się w jedną masę, nadając jej nieco niejednorodny charakter. Ale jednak podstawową wartością jest dla nas bezkompromisowość, więc jeśli wychodzi nam z tego muzyka ciężko przyswajalna, to znaczy, że tak musi być i już.

Utwory na płycie są dość złożone i skomplikowane, przeplata się tu wiele gatunków (o których za chwilę). Opowiedz trochę o samym procesie komponowania: jak przebiega, czy da się wychwycić tu pewne prawidłowości lub wytyczne?

Rafał: Numery powstają w dwojaki sposób: wyłaniają się na bazie wspólnych improwizacji, lub czystej dyskusji. Czasem też ktoś z nas przyjdzie na próbę z nowym motywem i zaczynamy kombinować. Tutaj wielkich zaskoczeń raczej nie będzie. Choć kiedyś z Gabem spotkaliśmy się i napisaliśmy teoretyczną bazę do numeru na pudełku od pizzy. W najbliższej przyszłości planujemy powtórzyć ten proceder.

Nie mogę teraz nie spytać o teaser Molocha, który od jakiegoś czasu krąży po sieci. Brzmi to wszystko jeszcze bardziej radykalnie, ale też transowo. Poproszę o komentarz czy pierwsze wrażenia są zbieżne z tym co będziemy mogli znaleźć na nadchodzącym materiale?

Rafał: Magma Cię zaleje.

Kuba: Wszystkich zaleje. Zdecydowanie jest to bardziej radykalny materiał, bardziej zbity, brudny.

Gabriel: A do tego bardziej skomplikowany, nawarstwiony i jednolity.

Kto zajmie się jego dystrybucją i jaką ilość sztuk przewidziano do sprzedaży?

Kuba: Jak już wspomniałem, album wydaje Instant Classic, a przewidzianych jest (przynajmniej na pierwszy rzut) 200 sztuk.

Przewidujecie bardziej zorganizowaną formę promocji nowych utworów przez np. większą trasę koncertową?

Kuba: Zdecydowanie tak, ale podejrzewam, że grubszą trasę zaplanujemy sobie dopiero na wiosnę 2014 roku. Na pewno mamy nadzieję, że płyta trafi do paru sklepów internetowych i do dystrybucji cyfrowej, ale wszystko w rękach wytwórni.

Skoro o koncertach mowa to jak wygląda to z graniem sztuk na żywo poza granicami kraju. Zdarzyły się takowe? Jeśli tak jaki był odbiór muzyki Merkabah?

Kuba: Niestety nie mieliśmy okazji jeszcze grać poza Polską, ale tego tematu nie odpuścimy zbyt łatwo, więc myślę, że jest to tylko kwestia czasu. Mamy trochę życzliwych nam osób w Niemczech, Rosji, Czechach, i paru innych miejscach, więc mam nadzieję, że uda się gdzieś wyjechać przy okazji najbliższej trasy.

Na koniec zabawa słowna. Hasło z mojej strony i wasza odpowiedź w postaci krótkiego komentarza:

King Crimson

Rafał: Nieosiągalny wzór.

Kuba: Bogi.

Gabriel: Posejdon.

Polski biznes muzyczny

Rafał: A co to?

Kuba: Nie dotyczy.

Gabriel: Skądś te płyty w kioskach się biorą

Koncertowa Warszawa

Rafał: Czasem nawet ktoś przyjdzie.

Kuba: 100 koncertów dziennie, a nikt na nie nie chodzi.

Gabriel: Dużo perełek

Czołówka polskiej sceny niezależnej

Rafał: Teraz jest bardzo wiele znakomitych kapel. Nie będę wymieniać, nie chce urazić żadnego ze świetnych zespołów, o którym mógłbym nieopatrznie zapomnieć.

Kuba: Ciagle się rozszerza i zaskakuje. Jestem wielkim fanem polskiego niezalu.

Gabriel: Coraz więcej, coraz ciekawiej

Najbardziej udany utwór Merkabah

Rafał: Ah! Ca Ira
Kuba: Hilasterion
Gabriel: The grapes (…) are filling and growing heavy

To już chyba wszystko. Ostatnie słowo należy do was. Dzięki za poświęcony czas i do zobaczenia na koncertach!


Kuba: Dzięki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz