niedziela, 22 września 2013

[wywiad] Tides From Nebula

Tides From Nebula solidnie zapracowali na swoją popularność. Dwie dość różne od siebie płyty (premiera trzeciej przewidziana na początek października br), duża aktywność koncertowa i pomysł na wtłoczenie w nieco już skostniały post-rock własnych pomysłów, zachęciły mnie do przeprowadzenia wywiadu z zespołem. Na pytania odpowiadał Przemek Węgłowski, czego efekt finalny do przeczytania poniżej.


Witaj, bardzo dziękuję za możliwość krótkiej rozmowy. Na początek porozmawiajmy o sprawach bardziej ogólnych. Etykiety to z pewnością nie Twoja działka, ale nie można zaprzeczyć, iż TFN z post-rockiem łączy bardzo wiele. Co jeszcze ta formuła muzyczna ma do zaoferowania współczesnemu odbiorcy?

Cześć! Jeśli pytasz co post-rock ma jeszcze do zaoferowania to naprawdę nie bardzo wiem jak mam Ci odpowiedzieć. Mam ogromne problemy z tą etykietką. Zostaliśmy tak skojarzeni jakiś czas temu i ta łatka się dość mocno trzyma. Ja zawsze wolałem określenie "instrumentalny rock", bo ma po prostu jasne reguły. Wracając do pytania- myślę, że każdy zespół, każdy artysta, ma coś nowego do zaoferowania, tylko ciężko to opisać i nazwać zanim zostanie stworzone.

Nie spytałem o to bez powodu, dużo bowiem słyszy się o wyczerpaniu formuły post-rocka, a nawet rocka jako takiego. Co bardziej krytyczni twierdzą, iż jest to muzyczna droga donikąd. Jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii w kontekście muzyki TFN?

Coś w tym jest, na szczęście kiedy sam nie masz problemów z kreatywnością, takie rzeczy Cie po prostu nie obchodzą. Przy tworzeniu ostatniej płyty świetnie się bawiliśmy i nawet przed sekundę nie pomyślałem o tym, czy rock się kończy, a może czy już się skończył. Jeśli w etykietkach tkwi jakieś zło to myślę, że właśnie tutaj pokazuje swoją twarz. Muzyka powinna wypływać z serca, a nie z analizującego wszystko umysłu. Faktem jest, że są zespoły grające tak samo przez całą swoją niekrótką karierę, jak i takie które zmieniają styl z płyty na płytę. Na szczęście nie ma obowiązku należeć do żadnej z tych grup (śmiech)

Jak różni się współczesna biznesowo-muzyczna rzeczywistość od czasów kiedy zaczęliście rozkręcać TFN? Jaka jest Twoja opinia na kształt zmian w Polsce pod względem dbania o artystów alternatywnych, organizację i promocję koncertów oraz sam proces promocji płyt?

Chyba nie różni się zbyt wiele, minęło w końcu dopiero pięć lat. Inna sprawa, że przez ten czas mieliśmy szczęście poznać wiele pomocnych i serdecznych osób, dzięki którym np. organizacja trasy koncertowej jest dużo łatwiejsza. Podobnie sprawy się w mają przy promocji płyt- teraz jesteśmy w dużej wytwórni, a pięć lat temu z debiutem przez pierwsze kilka miesięcy uskutecznialiśmy typowe DIY. Jedyną poważną różnicą która przychodzi mi do głowy jest fakt, że teraz do naszego kraju przyjeżdża chyba więcej zachodnich grup, przed którymi można się pokazać szerszej publice.

Brak tekstów ergo istotnego elementu komunikacyjnego, zmusza do szukania innych form ekspresji w ramach muzycznej struktury; jaką role w muzyce TFN odgrywa koncept/jednolita wizja artystyczna?

Myślę, że bardzo dużą. Brak tekstów, wokalu, ogranicza nas zupełnie na jednym polu, jednak daje w zamian sporą przestrzeń, która dla nas jest podstawowym narzędziem w komunikacji ze słuchaczem. Wszystko jest lekko podbarwione tytułem danego kawałka i w efekcie powstaje zupełnie inny rodzaj komunikatu, niż ma to miejsce w muzyce "wokalowej". Większość pytań dotyczy właśnie tego aspektu TFN. Sam fakt instrumentalnego grania wielu ludzi intryguje i dziwi. Na przykład często słyszymy pytania o to, kiedy nagramy coś z wokalem.

Chciałem spytać teraz o wasz rytm pracy; układa się on bowiem w dosyć uporządkowany cykl: pełny album co dwa lata, pomiędzy sesją nagraniową liczne koncerty w kraju i za granicą. Nie obawiacie się rutyny, a co za tym idzie powtarzaniem schematu, który być może w pewnym momencie zabije emocje potencjalnie drzemiące w procesie komponowania nowych kawałków?

Dobre pytanie. Nigdy o tym nie myślałem... To trochę jest tak, że kiedy jesteś w trasie to zaczynasz myśleć o robieniu nowej muzyki, a kiedy siedzisz na salce i w studio to z tyłu głowy już czają się koncerty. Póki co to wszystko jest tak idealnie przemieszane, że o jakiejkolwiek rutynie nie ma mowy. Jeśli przyjdzie, będziemy się wówczas martwić i szukać rozwiązań. Przez pierwszą połowę tego roku spotykaliśmy się na próbach pięć razy w tygodniu. Niektóre dni były bardzo kreatywne, wręcz czuliśmy jak muzyka z nas spływa. Innym razem robiliśmy przez tydzień osiem wersji jednego mostka i miałem wrażenie, że i tak finalnie zostanie ta pierwsza (śmiech). Ale właśnie tak to wygląda, potem jedziesz do studia ze świadomością, że owoc tej tygodniowej pracy, ten 40-sekundowy motyw może być zmieniony w ostatniej chwili. To jest jeden wielki ekscytujący proces i jeśli wnikniesz w niego bardzo mocno, jest duża szansa, że te emocje o których wspomniałeś będą zawsze obecne.

Nie można powiedzieć o was, że lubujecie się wyłącznie w długich i przestrzennych kompozycjach - z równym upodobaniem komponujecie także krótsze utwory. Jak z Twojej perspektywy rozkładają się akcenty: wolisz krótsze czy dłuższe formy?

W tym momencie jest to mniej więcej wyważone. Nowy album opiera się głownie na krótkich, treściwych kawałkach, jest to trochę efekt poprzedniej płyty, na której dominowały długie, rozlane kompozycje. Z mojego punktu widzenia przypomina to trochę sinusoidę, ostatnio znów mam ochotę na dłuższe utwory. Zresztą ostatnim numerem, który powstał z myślą o Eternal Movement był "Up From Eden", najdłuższy na płycie. 

Muzyka TFN to konkretna formuła, a co z eksperymentami? Czy zastanawialiście się by wpleść w wasze dźwięki wątki z innych styli muzycznych (jakich)?

Eksperymenty są OK, pod warunkiem, że nie są tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę samą obecnością. Ciężko mi- zwłaszcza teraz, tuż przed premierą nowej płyty- przewidywać i zastanawiać się nad tym jaką ścieżką będziemy podążać na czwartym albumie. Faktem jest, że podczas nagrywania "EM" bawiliśmy się nowymi brzmieniami, głównie elektronicznymi. Wszyscy słuchamy dużo muzyki "niegitarowej" i prawdopodobnie jest to jedna z możliwych dróg naszego rozwoju. Choć fajnie byłoby też nagrać typowo rockowy album. Wiesz, taśma, setka i zero dubli. W tworzeniu muzyki to jest najpiękniejsze i najcenniejsze- totalna wolność.

Co uznałbyś za fundamentalną inspirację dla muzyki TFN spoza muzycznych kręgów? Mam tu na myśli kulturę popularną, sztukę, naukę itd. W jaki sposób inspiracje te przekładają się na język muzyczny zespołu?

Poza muzyką każdego z nas inspirują inne rzeczy. Jednak nie powiem Ci, jak przekłada się to na nasz język muzyczny. To jest tak magiczny dla mnie mechanizm, że nie mam ochoty wnikać bo niewiele ugram (śmiech). Nauka, kino, duchowość, książki, internet, filozofia, gry komputerowe- worek jest spory i to wszystko jakoś nas, a zarazem naszą muzykę, kształtuje. Ostatnimi czasy doszedł jeszcze jeden czynnik, który połowie z nas- Maćkowi i Tomkowi- mógł nasunąć trochę inspirujących pomysłów. Chłopaki są w trakcie budowania studia. W zasadzie od paru miesięcy, albo graja, albo budują, więc kolejna płyta może pójdzie lekko w stronę jakiegoś industrialu? (śmiech)

Pytanie, które niejako łączy się z poprzednim. Czy w związku z postępującą dygitalizacją rynku, tradycyjne nośniki MC/CD/Winylowe mają się ku końcowi? Jakie są Twoje osobiste preferencje jako kolekcjonera muzyki?

Myślę, że tradycyjne nośniki nie znikną nigdy. Zawsze znajdzie się grupka zapaleńców, która
słucha winyli, albo CD. Słyszałem nawet ostatnio, że kasety MC mają swój renesans. Po prostu muzyka to także przygotowanie do słuchania jej. Znalezienie odpowiedniej płyty na półce, dotknięcie, przygotowanie odtwarzacza. Dwa kliknięcia myszką, lub przesunięcia palcem po dotykowym ekranie zabijają to co wydaje się nieistotne, lecz ma dla niektórych duże znaczenie. Ja osobiście lubię zbierać płyty, a słuchanie muzyki z takiego źródła, leżąc na kanapie, lub czytając książkę działa na mnie o wiele lepiej niż puszczenie jej z mp3 na komputerze.

Ok, pora na bardziej konkretne pytania. Wyjaśnij dlaczego zdecydowaliście się na remastering "Aury", który swoją premierę miał niespełna cztery lata temu? Zagranie marketingowe? Według mnie oryginalne brzmienie tej płyty jest jej naprawdę dużym walorem.

Fakt, ma ono swój klimat, ale sytuacja wyglądała tak, że żal było nie robić tego remiksu; kiedy dowiedzieliśmy się, że pierwszy nakład Aury ma się ku końcowi zdecydowaliśmy, że skoro ma być dotłoczenie, to zróbmy- i tak konieczny z myślą o winylu- remiks wszystkich ścieżek. Dzięki świetnej robocie świętej pamięci Szymona Czecha dostaliśmy znacznie lepiej brzmiący master. Głupio było nie dotłoczyć kolejnej partii płyt w oparciu o niego, a nie o oryginalny w którym wiele rzeczy nas drażniło. Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby tę poprawioną płytę kupiło dużo osób mających już pierwszą wersję.

Po dość energetycznym, nieomal rockowym debiucie, Earthshine przyniósł więcej kojących melodii, dodatkowo obudowanych klawiszowymi tłami. Z kolei najnowszy album TFN to ponowny zwrot w kierunku mocniejszych brzmień. Plan, brak konsekwencji czy świadomy proces twórczy?

Może tak- wszystko naraz. Mieliśmy ochotę nagrać właśnie coś takiego. Oczywiście, efekt zawsze różni się od tego zakładanego. Ja tę płytę "układam" sobie w głowie dopiero teraz. Teraz zyskuje ona ostateczny kształt, bo dotychczas miałem jeszcze w pamięci poprzednie wersje utworów, nieuporządkowaną tracklistę itp kwestie. Nam tak naprawdę zawsze było bliżej do metalu i alternatywy. Musiało to znaleźć wcześniej czy później ujście- może po nagraniu Earthshine, ta energia zbierała się i musiała teraz zaistnieć?

Czy komponując kawałki zwracacie w ogóle uwagę na koncertowy potencjał utworu lub ewentualnie, czy zmieniacie jego strukturę tak, by lepiej pasował do prezentacji na żywo?

Dopóki nie zagrasz numeru na koncercie to ciężko cokolwiek powiedzieć. Nie znamy żadnych tajnych tricków, które sprawiają, że kawałek zyskuje w wersji live. Najważniejszy jest efekt jaki uzyskujemy na sali prób, a dokładniej, kiedy odsłuchujemy nagrane, wstępnie zmiksowane ścieżki demo. Wtedy wszystko słychać i można na spokojnie przyjrzeć się każdemu instrumentowi w oderwaniu od powstającej przy graniu live "ścianie dźwięku", która zawsze robi wrażenie i zniekształca percepcję.

Do premiery "Eternal Movement" pozostał mniej niż miesiąc, ale cały album można odsłuchać już na Spotify. Jakie jest Twoje zdanie w tego typu przedpremierowych działaniach?

Faktycznie album wisiał przez jeden dzień na Spotify, jednak był to błąd administratorów i z tego co wiem sytuacja już wróciła do normy. Wszelkie wcześniejsze streamy itp patenty są jak najbardziej fajną rzeczą. Pod warunkiem, że pełną kontrolę nad tym ma wytwórnia i zespół.


W notatkach prasowych management TFN silnie akcentował producencką obecność Christear-Andre Cederbega. Jak przebiegał proces współpracy oraz jakie były największe zmiany względem nagrywania Earthshine?

Jak tylko współpraca została przyklepana zaczęliśmy intensywną korespondencję z Christerem. Wymienialiśmy uwagi, mniej lub bardziej konkretne- odnośnie aranży, brzmień, motywów. Na tym etapie wyglądało to podobnie jak w przypadku poprzedniej płyty, którą produkował Zbigniew Preisner. Wejście takiego świeżego ucha z zewnątrz jest bardzo pomocne. Rozładowuje napięcie, masz wtedy świadomość, że materiału słucha osoba, która nie dość, ze ma dobre ucho to jeszcze jest szczera i dba o to, żeby płyta była jak najlepsza. To daje niesamowity komfort. Największą różnicą w pracy nad nowym krążkiem było to, że podeszliśmy do nagrywek na pełnym luzie, skoncentrowani tylko na muzyce. Proces nagrywania Earthshine był bardziej poszarpany. Było trochę stresu z samego faktu, że przyszło nam wtedy współpracować z tak dużym autorytetem, jakim jest pan Presiner. Na szczęście udało się wtedy stanąć na wysokości zadania.

Spodobała mi się wasz opis muzyki zawartej na Eternal Movement, który mówi, iż nowy krążek jest pełen światła. Skąd taka (skądinąd trafna) metafora?

Tak doświadczyliśmy tej muzyki. Każdy z nas ma inne skojarzenia, jednak akurat co do tego byliśmy zgodni. Światło, kolor - moim zdaniem ten album jest w tym wręcz skąpany.

Jak opisałbyś Eternal Movement na tle waszych dwóch poprzednich płyt?

W moim odczuciu nowa płyta godzi żywiołowość Aury z delikatnością i przestrzenią Earthshine. Fajnie, że w naszym odczuciu, udało stworzyć się coś co jest wynikiem ewolucji. Zarówno czerpie z przeszłości, jak i wnosi zupełnie nowe i świeże oblicze.

Przed wami duża trasa koncertowa z The Ocean oraz Shining. Czy przygotowujecie się w specjalny sposób do tych sztuk?

Przygotowujemy się standardowo. W tym momencie zaczynamy intensywne sesje przygotowawcze do trasy. Gramy, gramy i jeszcze raz gramy. Będzie trochę kombinowania przy setliście, ponieważ mamy na tych koncertach ograniczony czas. Chcemy pokazać zarówno stare utwory, jak i te z nowego albumu, więc trzeba będzie się trochę nagłowić...

Czego możemy się spodziewać podczas dwóch waszych koncertów w Warszawie i Wrocławiu?

Jak już wspomniałem, na koncertach z The Ocean występujemy w roli supportu. W naszym kraju będziemy grać bezpośrednio przed Niemcami, także setlista musi zostać okrojona w stosunku do tego co będziemy prezentować na reszcie koncertów polskiej trasy. Nie jesteśmy z tego powodu mega szczęśliwi, ale- jak to się mówi- deal is the deal. Na pocieszenie mogę dodać, że planujemy samodzielną, wczesno-wiosenną trasę, na której na pewno nie zabraknie wymienionych przez Ciebie miast!

W podziękowaniach na oficjalnej stronie internetowej, nie kryjecie satysfakcji z koncertowania po Europie. Jakie są największe różnice pomiędzy graniem w kraju i za granicą?

Dużych różnic nie ma, w każdym kraju spotykamy fajnych, otwartych ludzi. Największe różnice są w krajach południowych, tam reakcje publiki bywają nieprzewidywalne. Generalnie, o ile w Polsce mamy już pewien spokój jeśli chodzi o frekwencje, w niektórych krajach widzimy ile jeszcze jest w tej materii do zrobienia. Uważam to za wielką zaletę, ponieważ daje to sporą motywację i uczy pokory.

Skoro o koncertach mowa, to czy po zagraniu tak dużej liczby koncertów czujesz jeszcze tę pierwotną ekscytację spowodowaną żywymi reakcjami publiki? W jaki sposób granie koncertów zmieniło Twoje podejście do tworzonych przez siebie dźwięków?

Na pewno mniej się stresuję. Chociaż mniej to złe słowo. Raczej wszyscy uczymy się pracować z tremą, tak aby była ona naszym sprzymierzeńcem. Stres jest bardzo fajną rzeczą, jeśli odpowiednio się go ugości (śmiech). Same emocje pozostały te same. Wciąż nie umiem znaleźć dobrego porównania do tego co dzieje się w człowieku podczas koncertu... Co do drugiej części pytania- granie koncertów może nauczyć sporo w kwestii brzmienia, które jest bardzo mocną inspiracją przy pisaniu muzyki. Nasze brzmienie z trasy na trasę ewoluuje, a to znowu wpływa na to w jaki sposób gramy i jak "widzimy" muzykę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz