Na muzycznej mapie Polski zespół Merkabah nie jest jeszcze zbyt dobrze kojarzony. Jednak ich rosnąca pozycja w rodzimym niezalu oraz coraz wyższy poziom kolejnych materiałów zainspirowały mnie do przeprowadzenia rozmowy z zespołem. Przepytałem Kubę, Gabriela i Rafała. Odpowiedzi jakie uzyskałem z pewnością lepiej przybliżą sylwetkę tego intrygującego kolektywu.
Witajcie! Bardzo mnie
cieszy, że udało nam się porozmawiać. Wasz zespół - chociaż młody - zdobywa
opinię całkiem obiecującego kolektywu. Niestety skromna ilość informacji na
wasz temat zmusza o spytanie o pomysł na wasz zespół, muzykę.. Wiecie, chodzi o
"element zapalny", który był jednocześnie impulsem do działania.
Kuba:
Zaczęło się od mojego spotkania z Gabem. Obaj działaliśmy wtedy w innych
zespołach, które chyba nie do końca nas muzycznie satysfakcjonowały. Mieliśmy
wówczas ambicje, by eksperymentować z post-rockiem i łamańcami, ale nie było u
nas nigdy jakiejś konkretnej wizji, jakiegoś jednego wyjściowego pomysłu na
granie. Był jakiś ogólny zarys, ale nie wiedzieliśmy czym to dokładnie ma być i
w jakim kierunku pójdzie. Dlatego potrzeba było sporo czasu by się dotrzeć,
przemielić wszystko, pokombinować.
Gabriel:
Jak widać na tyle się zgraliśmy, że wspólnie działamy do teraz. Punktem
zapalnym było u nas zwyczajnie poznanie się, zrozumienie i ogranie. Jakąś wizję
mieliśmy, ale szybko ją porzuciliśmy na rzecz tego, co wychodzi nam
spontanicznie - nasza muzyka jest wypadkową nas i naszego oglądu a nie
założonego pomysłu.
To był niejako wstęp do
kolejnego pytania. Odpowiedz z jakiej muzycznej tradycji wywodzi się muzyka
Merkabah?
Rafał:
Inspiracje są bardzo różnorodne, od rocka progresywnego, przez szeroko
rozumianą psychodelę, po noise. Ja raczej nie zastanawiam się nad muzyczną
tradycję, z której się wywodzimy. Gramy to, co lubimy, bez zbędnego
intelektualizmu.
Kuba:
Myślę, że najbliżej nam do ogólnie pojętej awangardy, ale ciężko to sprowadzić
do jednej wybranej muzycznej filozofii. Chyba z różnych gatunków czerpiemy
różne wartości, które przekładamy na konkretne aspekty naszej muzyki, naszego
artystycznego myślenia.
Gabriel:
Jeśli chodzi o samą tradycję to raczej bym nas powiązał z jakąś tradycją muzyki niepokornej :) czy to punk, czy psychodela, czy jakkolwiek inaczej by to
nazwać. Na pewno wiele wspólnego mamy na pierwszy rzut ucha z Kobongiem albo
Zornem np., jednak łączników szukałbym raczej w teorii – robić coś
nowatorskiego i swojego bez oglądania się, pod prąd, mimo braku rozgłosu,
własnymi środkami, dostępne dla każdego zainteresowanego za darmo itd., co
wiąże się z naszymi poglądami także pozamuzycznymi.
Zbierając
informacje do wywiadu natrafiłem na naprawdę skrajne tagowanie muzyki Merkabah:
avant rock, noise rock, free jazz, experimental, awangarda a nawet sludge
metal. Wiemy, że etykiety to sprawa drugorzędna, ale jak ustosunkujecie się do
tak szerokiego spektrum gatunków?
Rafał: Jest
to bardzo zabawne zjawisko. Kiedyś nawet ktoś określił naszą muzykę jako
eksperymentalny grind. Mnogość tych etykiet świadczy tylko o tym, że gramy coś
oryginalnego, co cieszy. Ja osobiście uważam, że gramy rocka progresywnego, w
szerokim rozumieniu tego pojęcia.
Kuba: Każdy
chyba opisuje tę muzykę wedle tego, co jemu jest najbliższe. Podejrzewam, że
każdy z nas również ma w głowie zupełnie inne etykiety, którymi by opisał to,
co gramy i o to właśnie chodzi.
Na
ilę symbolikę oraz spuściznę kultury żydowskiej można powiązać bądź odnaleźć w
waszej muzyce? Pytam oczywiście w nawiązaniu do nazwy zespołu. Skąd ten pomysł?
Kuba:
Nazwę zasugerował Gab i od razu ją łyknęliśmy. Podobało nam się jej znaczenie i
brzmienie: mistyczne ale i nieco surowe. Początkowo gdzieś tam czerpaliśmy
inspiracje z kultury żydowskiej (chociażby przy grafice, czy wizualizacjach),
ale nigdy nie chcieliśmy się na tym za bardzo skupiać. Nadal lubimy nawiązywać
do mistycyzmu, mitologii, literatury, itd. ale w bardziej luźny i ogólny
sposób. Raczej po to, by nadać naszej muzyce jakiś literacki podtekst, niż
żeby tworzyć jakieś skomplikowane fabularne historie.
Z
tego co udało mi się wyczytać, początki zespołu sięgają roku 2007, jednak
pierwszy materiał opublikowaliście dopiero w 2011. Co działo się w zespole
pomiędzy tymi dwoma znaczącymi wydarzeniami?
Rafał:
Bohatersko pojawiłem się ja!
Kuba:
Ahahaha, no nie da się ukryć, że przyjście Rafała było kluczowe. Wcześniej dużo
eksperymentowaliśmy z brzmieniem, były kombinacje ze składem, itd. Generalnie
nasza droga była dość wyboista i nie należała do najłatwiejszych. Ale choć
pierwszy materiał wydaliśmy dopiero w 2011, to koncertowo byliśmy aktywni
bodajże już od 2008, także nie było opierdalania się przez te 3 lata.
Wspomniałem
wcześniej o niewielu oficjalnych informacjach na wasz temat. Właściwie poza
adresami na facebooku/bandcampie trudno o jakiekolwiek wiarygodne źródła. To
efekt braku czasu, braku zainteresowania czy świadome działanie?
Kuba:
Raczej świadome działanie. Nasza zespołowa biografia nie jest jakaś
fascynująca, więc nie czujemy zbytnio potrzeby zanudzania tym innych.
Przed
pytaniem o wasz pierwszy materiał, chciałbym żebyś spróbował opowiedzieć o kilku
słowach o Assonance Records z którym współpracujecie. Czy tak mała wytwórnia
podoła sytuacji coraz większego zainteresowania Merkabah? Dlaczego właśnie oni?
Kuba:
Akurat nasza współpraca z Assonance zakończyła się już jakiś czas temu, a to
dlatego, że wytwórnia ta przerwała działalność. Obecnie Janek (człowiek który
stał za Assonance) działa jako kasetowy label Wounded Knife i koncentruje się
na bardziej eksperymentalnych, minimalistycznych klimatach. Zresztą polecam
wszystkim ich wydawnictwa. Jeśli o nas chodzi, to ostatnią płytę wydaliśmy
własnym sumptem, a nadchodzący album Moloch ukaże się dzięki wytwórni Instant
Classic.
Lyonesse
to mini-album nagrany na żywo w 2010 roku. Opowiedz o okolicznościach
rejestracji tego materiału. Brzmienie i jakość jest naprawdę wysokiej próby,
jak udało wam się to osiągnąć podczas sesji live?
Rafał: Jest
to na pewno powiązane z warunkami, w których mieliśmy przyjemność grać. Profesjonalizm ekipy
technicznej i akustyków jest ewidentnie słyszalny na Lyonesse. Od siebie tylko
dodam, że był to mój drugi koncert z Merkabah i bardzo miło to wspominam.
Zauważyłem,
że zarówno Lyonesse jak i A lament for the lamb cechuje bardzo intrygująca
oprawa graficzna. Kto odpowiada za te prace i jak korespondują one z
zawartością muzyczną? Pytam o to, gdyż podskórnie czuć głębszy koncept w
twórczości Merkabah, ale wolałbym usłyszeć wasz komentarz w tej sprawie, nie
dorabiając niepotrzebnej ideologii.
Kuba:
Za grafikę w większości odpowiadam ja, ale akurat oprawa do Lyonesse była
wspólnym dziełem Gaba i moim. Zresztą od jakiegoś czasu coraz bardziej staramy
się myśleć kolektywnie o oprawie wizualnej Merkaby i podchodzić do niej
bardziej multimedialnie (wciąż rozwijamy nowe patenty jeśli chodzi o wizuale
koncertowe, grafiki, merch, itd.). Nie wiem czy jest w tym wszystkim jakiś
spójny koncept, ale na pewno chcielibyśmy, by nasza twórczość była
wielopoziomowa
i wykraczała poza samą muzykę.
Gabriel:
Generalnie staramy się przemycać w albumach nieco więcej niż same dźwięki,
bardzo przykładamy się też do obranej warstwy fabularnej i narracji, tytułów,
przejść, naturalnie do odpowiedniej strony wizualnej również. Chcemy wyróżnić
jakąś myśl i nakłonić słuchacza żeby trochę jej tropem odczytywał resztę, stąd
taka uwaga o oprawę graficzną, która dobrze zbuduje klimat i rozwinie temat
płyty.
Po
roku od premiery Lyonesse przyszedł czas na debiut pod postacią A lament
for the lamb. Jakie były wasze oczekiwania po nagraniu i wydaniu debiutu
w takiej formie?
Rafał: Ja w
gruncie rzeczy nie miałem specjalnie wygórowanych oczekiwań. Stylistyka, w
której się obracamy, jest tak wybitnie niekomercyjna, iż na jakikolwiek sukces,
w tym kontekście, nie możemy liczyć. Mi osobiście zależało na tym, by materiał
brzmiał godnie i zebrał przychylne opinie i dotarł do możliwie jak największej
liczby odbiorców.
Kuba: Ja
szczerze mówiąc to chciałem już to mieć z głowy, hahah. Prawda jest taka, że
cały proces nam się tak niemiłosiernie przeciągał, że zdążyliśmy w międzyczasie
napisać prawie cały nowy materiał. Przez to niestety Lament jak wyszedł,
stracił dla nas trochę na aktualności i myślami wybiegaliśmy już gdzieś dalej.
Utwór
otwierający czyli "Twelver" to jak dla mnie oczywisty cytat z muzyki
szwedzkiego zespołu Meshuggah. Na ile metal inspiruje muzyków Merkabah?
Rafał: Choć
obecnie nieczęsto wracam do metalu, to niegdyś wiódł prym wśród moich
ulubionych zespołów. Do dziś zresztą z radością wracam do Slayera, Neurosis,
Cynica, czy właśnie Meshuggah. Jednakże obecnie raczej niewiele inspiracji
czerpiemy z metalu podczas tworzenia numerów.
Kuba: Chyba
każdy z nas miał swoją przygodę z metalem. Ja nadal chętnie wracam do takich
klimatów, ale niekoniecznie szukam tam
inspiracji.
Gabriel:
Kiedyś całkiem sporo, teraz już wcale. Jako „ciężką” inspirację wymieniłbym
obecnie raczej okołohardcore'owe rzeczy.
Pytałem
wcześniej o ogólną wymowę warstwy graficznej Merkabah, ale teraz interesuje
mnie sama koncepcja A lament.... Dla przeciętnego słuchacza jest to
album bardzo nieoczywisty i wymagający dłuższego czasu na przyswojenie. Czy
taka była wasza intencja?
Rafał: Sami
słuchamy muzyki, która nie wjeżdża po dwóch odsłuchach, więc naturalnym jest
dla nas dążenie, nawet podświadome, do podobnych efektów.
Kuba:
Myślę, że jest to też wynik naszych długich poszukiwań i tego, że ta cała
mnogość inspiracji, środków wyrazu, myśli, itd. przemieliła się w jedną masę,
nadając jej nieco niejednorodny charakter. Ale jednak podstawową wartością jest
dla nas bezkompromisowość, więc jeśli wychodzi nam z tego muzyka ciężko
przyswajalna, to znaczy, że tak musi być i już.
Utwory
na płycie są dość złożone i skomplikowane, przeplata się tu wiele gatunków (o
których za chwilę). Opowiedz trochę o samym procesie komponowania: jak
przebiega, czy da się wychwycić tu pewne prawidłowości lub wytyczne?
Rafał: Numery powstają w dwojaki sposób: wyłaniają się na bazie
wspólnych improwizacji, lub czystej dyskusji. Czasem też ktoś z nas przyjdzie
na próbę z nowym motywem i zaczynamy kombinować. Tutaj wielkich zaskoczeń
raczej nie będzie. Choć kiedyś z Gabem spotkaliśmy się i napisaliśmy
teoretyczną bazę do numeru na pudełku od pizzy. W najbliższej przyszłości
planujemy powtórzyć ten proceder.
Nie
mogę teraz nie spytać o teaser Molocha, który od jakiegoś czasu krąży po sieci.
Brzmi to wszystko jeszcze bardziej radykalnie, ale też transowo. Poproszę o
komentarz czy pierwsze wrażenia są zbieżne z tym co będziemy mogli znaleźć na
nadchodzącym materiale?
Rafał:
Magma Cię zaleje.
Kuba:
Wszystkich zaleje. Zdecydowanie jest to bardziej radykalny materiał, bardziej
zbity, brudny.
Gabriel: A
do tego bardziej skomplikowany, nawarstwiony i jednolity.
Kto
zajmie się jego dystrybucją i jaką ilość sztuk przewidziano do sprzedaży?
Kuba:
Jak już wspomniałem, album wydaje Instant Classic, a przewidzianych jest
(przynajmniej na pierwszy rzut) 200 sztuk.
Przewidujecie
bardziej zorganizowaną formę promocji nowych utworów przez np. większą trasę
koncertową?
Kuba:
Zdecydowanie tak, ale podejrzewam, że grubszą trasę zaplanujemy sobie dopiero
na wiosnę 2014 roku. Na pewno mamy nadzieję, że płyta trafi do paru sklepów
internetowych i do dystrybucji cyfrowej, ale wszystko w rękach wytwórni.
Skoro
o koncertach mowa to jak wygląda to z graniem sztuk na żywo poza granicami
kraju. Zdarzyły się takowe? Jeśli tak jaki był odbiór muzyki Merkabah?
Kuba:
Niestety nie mieliśmy okazji jeszcze grać poza Polską, ale tego tematu nie
odpuścimy zbyt łatwo, więc myślę, że jest to tylko kwestia czasu. Mamy trochę
życzliwych nam osób w Niemczech, Rosji, Czechach, i paru innych miejscach, więc
mam nadzieję, że uda się gdzieś wyjechać przy okazji najbliższej trasy.
Na
koniec zabawa słowna. Hasło z mojej strony i wasza odpowiedź w postaci
krótkiego komentarza:
King
Crimson
Rafał:
Nieosiągalny wzór.
Kuba: Bogi.
Gabriel:
Posejdon.
Polski
biznes muzyczny
Rafał: A co
to?
Kuba: Nie
dotyczy.
Gabriel:
Skądś te płyty w kioskach się biorą
Koncertowa
Warszawa
Rafał:
Czasem nawet ktoś przyjdzie.
Kuba: 100
koncertów dziennie, a nikt na nie nie chodzi.
Gabriel:
Dużo perełek
Czołówka
polskiej sceny niezależnej
Rafał:
Teraz jest bardzo wiele znakomitych kapel. Nie będę wymieniać, nie chce urazić
żadnego ze świetnych zespołów, o którym mógłbym nieopatrznie zapomnieć.
Kuba: Ciagle
się rozszerza i zaskakuje. Jestem wielkim fanem polskiego niezalu.
Gabriel:
Coraz więcej, coraz ciekawiej
Najbardziej
udany utwór Merkabah
Rafał: Ah! Ca Ira
Kuba: Hilasterion
Gabriel: The grapes (…) are filling and growing heavy
To
już chyba wszystko. Ostatnie słowo należy do was. Dzięki za poświęcony czas i
do zobaczenia na koncertach!
Kuba:
Dzięki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz